Dania z kociołka myśliwskiego – inspiracje na jesienne potrawy z ogniska

Porady 15.10.2019

Wspólnie przygotowali więc miejsce na ognisko i ułożyli suche polana, które ze sobą przywieźli lub zebrali nieopodal. Mężczyzna uklęknął przy stosie, a towarzysząca mu kobieta osłoniła rękami coś, co położyła obok. Udało się za trzecim podejściem. Iskra przeskoczyła na suchą kępę ściółki i pojawił się dym. Małe płomyki zatańczyły radośnie, domagając się większej ilości paliwa podtrzymującego ich efemeryczne życie. Po kilku minutach na polanie daleko od zabudowań płonął już jasny ogień. Cienie uciekły w popłochu za linie pobliskich drzew. Rozległy się pierwsze, nieśmiałe śmiechy. Cała szóstka biwakujących zbliżyła się do ognia, aby ogrzać dłonie, a potem… Potem zaczęli wspólnie gotować. Mieli tak spędzić jeszcze wiele dni w ciągu kolejnych lat – oddychając świeżym powietrzem, wyciszając się podczas pieszych wędrówek i robiąc razem dania z ogniska oraz potrawy z kociołka myśliwskiego.
 

Grochówka – swojski przepis na kociołek z ogniska

Pierwsza kolacja napełniła im brzuchy i ukołysała do snu ich wilczy apetyt. Po tym wspólnym doświadczeniu wiedzieli, że razem mogą stworzyć niejeden przepyszny posiłek. Tam, gdzie jest dobre jedzenie, nie ma miejsca na zły humor, mówili. Nie raz powoływali się również na mądrość przodków, odkrywając wciąż na nowo fakt, iż najlepszą przyprawą dań jest… głód. Wokoło zapadła już ciemność, gdy wreszcie skosztowali tego, co leniwie bulgotało w kociołku myśliwskim wiszącym nad ogniskiem – grochówki na boczku, kiełbasie i wędzonych żeberkach. Przyjemnie patrzyło się, jak wrzucają do środka kolejne składniki. Były tam dwie cebule, kilka ząbków czosnku, dwie marchewki, dwie pietruszki, sześć ziemniaków, seler, kilogram odmoczonego grochu oraz oczywiście mięso. Półtora kilo żeberek w połączeniu z 300 g boczku i kiełbasy pachniało obłędnie. Jako przypraw użyli ziela angielskiego, liści laurowych, kminku, lubczyku, majeranku i pieprzu. Składniki powoli miękły, żeberka odchodziły od kości. Aromaty przenikały się i wirowały wokół nich, łaskocząc nosy i kusząc żołądki przez ponad godzinę. Jedząc później grochówkę z emaliowanego kociołka żeliwnego, obiecali sobie solennie, że wrócą tam za rok. Ten posiłek scementował ich przyjaźń i był początkiem pięknej, wspólnej historii biwakowej. Wracali tam regularnie – zawsze pierwszego dnia jesieni.
 

Co przygotować na ognisko? Oczywiście bogracz!

Były takie dni, gdy tęsknili za wspólnymi chwilami i wracali wspomnieniami do tego pierwszego, smacznego biwaku. Do smaku grochówki, ciepła ogniska i ich prostej, acz satysfakcjonującej relacji. Gdziekolwiek nie zagnały ich wiatry podczas podróży, pamiętali o tym, że kolejne spotkanie jest coraz bliżej. Kolekcjonowali pomysły z wakacji, aby następnym razem po rozpaleniu ogniska stworzyć coś równie pysznego. Dwa lata musiały minąć, nim zobaczyli się ponownie. Ktoś był akurat latem na wakacjach na Węgrzech. Wszystkich ciekawił smak potrawy, o której im opowiedział, kiedy szykowali się kilka dni wcześniej do wspólnego wyjazdu. Tym razem padło na bogracz. Spójrz! W zamieszaniu towarzyszącemu zwijaniu obozowiska zapomnieli zapisanej receptury. Całe szczęście, że wiatr nie wyrwał jej spod kamienia i że nie spadł dotychczas deszcz. Odtworzysz to danie z ogniska?

 

SKŁADNIKI

(na 6 porcji):

- 0,7 kg mięsa gulaszowego (cielęciny, baraniny lub jagnięciny)
- 200 g wędzonego boczku
- 2 średnie cebule
- 3 ząbki czosnku
- 3 papryki (zielona, czerwona i żółta)
- 6 ziemniaków
- 4 pomidory
- masło lub oliwa
- 4 łyżeczki papryki słodkiej lub wędzonej
- pół łyżeczki papryki chili
- gorąca woda
- sól i pieprz

 

JAK ZROBIĆ BOGRACZ W KOCIOŁKU MYŚLIWSKIM?

1. Mięso pokroić w ok. 2 cm kawałki. Cebule i czosnek posiekać. Paprykę pokroić w dużą kostkę. Pomidory w ćwiartki. Ziemniaki (obrane) pokroić w kostkę i włożyć do zimnej wody.

2. W kociołku wiszącym nad ogniem podsmażyć boczek, aż będzie chrupiący. Dodać dwie łyżki masła, a gdy się rozgrzeje wrzucić cebule. Podgrzewać mieszając przez ok. 6 minut. Po 4 minutach dodać posiekany czosnek.

3. Do mocno rozgrzanego kociołka wrzucać po trochę mięsa gulaszowego. Następnie dodać słodką / wędzoną paprykę i wlać 250 ml gorącej wody. Doprawić pieprzem oraz solą. Zagotować.

4. Pozostawić na mniejszym ogniu przez 1,5-2 godzin od czasu do czasu mieszając i dodając gorącej wody, aby składniki były cały czas przykryte.

5. Po tym czasie dodać ziemniaki i kolejny raz osolić bogracz z kociołka żeliwnego. Jeśli trzeba, dodać jeszcze 250 ml gorącej wody.

6. Gotować do czasu, aż ziemniaki zmiękną. Wrzucić pokrojoną paprykę. Po pięciu minutach gotowania dodać ćwiartki pomidorów.

7. Odczekać ok. 3 minut, aż składniki się połączą i zdjąć kociołek z ognia.
 


Jak przepisy na potrawy z kociołka żeliwnego, to również golonki!

Każdy kolejny biwak zbliżał ich coraz bardziej. Choć mieszkali w różnych częściach kraju, bez wahania wsiadali w samochód i jechali na wspólne spotkanie każdego pierwszego dnia jesieni. Smak bograczu towarzyszył im jeszcze długo, ale przyszła chwila, by po raz kolejny spróbować czegoś nowego. Podbudowani dotychczasowymi sukcesami oraz zachęceni ładną pogodą – pozostałością po upalnym lecie – po raz kolejny rozpalili ognisko. Słońce chyliło się już ku zachodowi, ale niebo było czyste. Jego ciepła łuna w połączeniu z blaskiem ognia napawały optymizmem. Gdy szukali drewna, zauważyli, że z daleka przygląda im się młoda sarna. Dzięcioł niestrudzenie stukał w drzewo wysoko nad ich głowami. Oni natomiast z uśmiechem na ustach ustawili swój kociołek żeliwny z powłoką emaliowaną i rozpoczęli podróż w kierunku pełnego żołądka. Były to golonki – idealne danie na biwak.

Najpierw przy pomocy cienkich plastrów boczku wyłożyli ścianki kociołka. Sposób ten zaczerpnęli zapewne ze starych receptur, gdy kociołki nie miały jeszcze powłoki emaliowanej, a takie działanie miało, poprzez wytopioną warstwę tłuszczu, zapobiegać przypaleniu dania. Następnie na dnie naczynia ułożyli 6 golonek i obsypali je szczodrze plastrami dużej i obranej wcześniej marchewki. W kolejnym kroku nałożyli do kociołka kiszoną kapustę i całość zalali ciemnym piwem (tak mniej więcej do połowy soczystych golonek znajdujących się wewnątrz). Sól, pieprz i przyszła pora ustawić składniki nad ogniem. Wystarczyła godzina. Zapach rozszedł się zapewne wokoło obozowiska i zainteresował wiele dzikich zwierząt. Gdyby nie ogień, ta noc mogłaby potoczyć się inaczej, jednak wszystko ułożyło się pomyślenie dla biwakujących przyjaciół. Smacznie i suto – apetyt na łonie natury najlepiej zaspokoić właśnie daniem z kociołka myśliwskiego.


Dania z ogniska – smak biwaku dla każdego!

Mijały lata. Świat się zmieniał. Drzewa rosły i łamały się pod naporem silnego wiatru. Sarny powoli zaczęły przyzwyczajać się do tego, że raz w roku, w dniu równonocy jesiennej, na polanie pojawia się grupa ludzi, którzy rozbijają namioty i rozpalają ognisko, aby wspólnie zjeść prosty, acz jakże smaczny posiłek. Przyroda z uśmiechem słuchała ich opowieści. Gdy odjeżdżali kolejnego dnia, trwała, niewzruszona tą niewielką anomalią w jej tysiącletniej historii.

Przyszedł jednak dzień zmian. Małych, ale ważnych, gdyż na nich miała zostać zbudowana ciągłość kulinarnych opowieści biwakowych zapoczątkowanych przez szóstkę przyjaciół. Dokładnie 27 lat od pierwszego biwaku, na polanę wkroczyło także kolejne pokolenie naszych bohaterów. Dzieci z rozchylonymi ustami obserwowały majestat wysokich sosen, podniecone jednocześnie faktem, że pierwszy raz będą spały w namiocie. Wszystkim towarzyszyła atmosfera wyczekiwania. Nikt nie niósł jednak kociołka żeliwnego. Czyżby tradycja miała przeminąć? Świat tak bardzo idzie teraz naprzód.

Tego wieczoru ogień zapłonął jednak raz jeszcze wewnątrz kręgu kamieni, ułożonych w ramach standardowego protokołu bezpieczeństwa zapobiegającemu pożarowi. Tak daleko od miejskiej łuny, gwiazdy świeciły bardzo mocno, hipnotyzując – nie pierwszy raz – biwakujących. Ktoś wyciągnął gitarę z namiotu i zaczął cicho nucić do wtóru rytmicznych uderzeń strun. Ktoś inny strugał kawałek drewna. Maluchy zebrały się blisko ogniska w obawie przed chłodem. Każdy z nich miał w ręku zaostrzoną gałąź, na której końcu piekły się pianki cukrowe, jabłka, kiełbasy, a nawet dorodna kolba kukurydzy. Jakiś czas później okazało się, że w żarze ogniska skrywają się kolejne smakołyki zawinięte w folię aluminiową. Pieczone ziemniaki. Niektóre z nich były przecięte na pół i wydrążone, aby można było wbić do nich jajko. Inne piekły się z ziołami, czosnkiem oraz cebulą. Ktoś wpadł nawet na pomysł, by opiec nieco zabrane pieczywo, trzymając je nabite na widelec ogniskowy ok. 30 cm nad płomieniami. Suche drewno wesoło strzelało iskrami, gdy ogień docierał do jednego z sęków. Ciepłe podpłomyki przyjemnie chrupały w ustach. Kolacja wszystkim smakowała. Wszystko było dobrze. Aż ciekła ślinka!